Żaden kibic Manchesteru United nie ma wątpliwości, który sezon był najbardziej udany dla jego ulubionej drużyny w całej historii istnienia. Sezon, w którym MUFC przegrało tylko cztery mecze. Sezon, w którym światu pokazał się duet Andy Cole – Dwight Yorke. Sezon, w którym podopieczni Fergusona potrafili podnosić się z kolan w najważniejszych meczach, które wydawały się być już przegrane. Sezon 1998/1999.
Zdetronizowany Arsenal
Początki sezonu ligowego nie zwiastowało większych sukcesów. Czerwone Diabły miały problemy ze słabym Leicester City, które bezlitośnie wykorzystało błędy w defensywie zespołu Alexa Fergusona, strzelając dwie bramki. Kto wie, czy wpuszczenie na plac gry Teddy’ego Scherninghama nie było jedną z najlepszych decyzji menedżera United w całej karierze? Doświadczony Anglik zdobył dwie bramki i uratował remis. Być może gdyby nie to, ostatecznie United nie podniosłoby się z – jak się wydawało – straconej pozycji i inni piłkarze nie mieliby motywacji do walki w kolejnych spotkaniach. A jednak, historia miała potoczyć się zupełnie inaczej.
W drugiej kolejce zabrakło nawet walki do końca i Diabły znów straciły dwa punkty, tym razem po remisie z West Hamem. Jednak to właśnie to spotkanie okazało się punktem zwrotnym owego sezonu. Kiedy wydawało się, że Red Devils znów mogą okazać się gorsze od Arsenalu, piłkarze w czerwonych trykotach zaczęli odnosić zwycięstwa. Po raz pierwszy z sezonie, komplet punktów piłkarze United zgarnęli w spotkaniu z Charltonem. Zaledwie dwie kolejki później doszło do wielkiej radości na trybunach Old Trafford – piłkarze z Manchesteru pokonali odwiecznych rywali, FC Liverpool, po raz pierwszy zgłaszając aspiracje do tytuły mistrzowskiego.
Od tego czasu było już tylko lepiej. United bezproblemowo rozprawiali się z Evertonem, Fulham czy Southamptonem. Po kilku miesiącach przyszło jednak załamanie formy – na przełomie listopada i grudnia Diabły nie potrafiły wygrać 5 meczu, przy czy, poniosły pierwszą porażkę, 2:3 na własnym boisku ze średnim Middlesbrough. Od tego czasu Diabły znów wzięły się w garść, a największą zasługę miał w tym mieć menedżer Manchesteru United – Alex Ferguson.
Prawdopodobnie najlepszy mecz w całym sezonie Diabły rozegrały na wyjeździe przeciwko Nottingham Forest. Piłkarze Red Devils na 12 minut przed końcem wygrywali już 4:1, tak więc Ferguson mógł dać szansę pokazania się rezerwowym. Szansę wykorzystał Ole Gunnar Solskjaer, który zdobył cztery bramki i ustalił wynik spotkania na 8:1. Do dziś jest to najwyższe wyjazdowe zwycięstwo w historii Premier League.
Na dwie kolejki przed końcem rozgrywek z rywalizacji odpadła londyńska Chelsea, jednak do końca byliśmy zmuszeni walczyć z innym londyńskim klubem – Arsenalem. Zespół prowadzony przez Arsene Wengera zdobył tytuł mistrzowski w 1998 roku i każdy kibic dobrze wiedział, że Alex Ferguson byłby w stanie zrobić wszystko, żeby odebrać puchar swojemu największemu rywalowi (nie od dziś przecież wiadomo, że Ferguson i Wenger nigdy za sobą nie przepadali).
Na kolejkę przed zakończeniem rywalizacji w Premier League zarówno United, jak i Arsenal miały taką samą ilość punktów i identyczny bilans bramkowy. Dawno nie zdarzyła się podobna sytuacja, w której dwie drużyny przed końcem rozgrywek szły dosłownie łeb w łeb. Jednak ten sezon z wielu względów był niesamowity.
Na stadionie Highbury doszło jednak do dużej niespodzianki. Po zaciętej walce podopieczni Wengera polegli w potyczce z czwartym w tabeli Leeds United, co oznaczało, że Manchesterowi United do mistrzowskiego tytuły potrzebny był, co najmniej remis. Jednak to zadanie wcale nie było łatwe do wykonania, ponieważ Czerwone Diabły miały spotkać się z zawsze nieobliczalnym Tottenhamem Hotspur.
Co prawda Spurs znajdowali się na 11 pozycji i żaden wynik tego by nie zmienił, lecz piłkarze z Londynu nie raz pokazali, że potrafią pokonywać najlepszych i za wszelką cenę chcieli zakończyć te rozgrywki w godny sposób. Jeszcze przed meczem fani Tottenhamu całe nadzieje pokładali w legendarnego już Lesa Ferdinanda. To właśnie on dał prowadzenie przeciwnikom, jednak United znów pokazali klasę i zdołali wygrać ten mecz. Bramki zdobywali wówczas David Beckham i Andy Cole.
Po zakończeniu meczu kibice i piłkarze wpadli w euforię, kiedy puchar za mistrzostwo podniósł uwielbiany przez wszystkich Peter Schmeichel. To był początek pogoni za największym w historii sukcesem MU.
Sroki w piekle, Diabły w niebie
W dzisiejszych czasach wiele drużyn w Europie nie traktuje poważnie krajowych pucharów. Priorytetem jest zawsze mistrzostwo i Liga Mistrzów, a inne rozgrywki uznawane są za niepotrzebne narażanie zawodników na kontuzje i zmęczenie. W podobny sposób nigdy nie pomyślał jednak Alex Ferguson, który za wszelką cenę chciał zwyciężyć w tych jakże prestiżowych rozgrywkach. A kiedy menedżer MU coś sobie zaplanował, tak się musiało stać. Zacznijmy jednak od początku.
Od początku los nie szczędził Czerwonych Diabłów. Pierwszym przeciwnikiem było Middlesbrouth. Spotkanie to zapowiadało się bardzo ciekawie, a menedżer i piłkarze Boro obiecywali, że postarają się wyeliminować United z walki o Puchar Anglii. Na pustych słowach się jednak skończyło. MU wygrało Andy’ego Cole’a, Denisa Irwina i Ryana Giggsa, mimo, że przeciwnicy prowadzili już 1:0 po bramce Andy’ego Townsenda.
O ile spotkanie z Middlesbrouth było raczej jednostronne, nie można powiedzieć tego o meczu z Liverpoolem. Już po trzech minutach gry The Reds wygrywali po trafieniu głową Michaela Owena. Od tego czasu Manchester wziął się za odrabianie strat, jednak piłkarze razili nieskutecznością. Kilka chwil po przerwie idealną sytuację zmarnował Paul Ince. Podopieczni Fergusona na wyrównanie czekali do 86 minuty meczu, kiedy niezawodny Dwight Yorke pokonał bramkarza po fenomenalnym zagraniu Davida Beckhama. Na minutę przed upłynięciem doliczonego czasu gry bramkę zdobył Ole Gunnar Solskjaer. Bramkarz L’poolu, David James, po tym spotkaniu przyznał, że to najboleśniejsza porażka w jego karierze.
W spotkaniu z Fulham kibice byli świadkami bardzo nudnej gry. Obydwie drużyny grały jakby od niechcenia, atakowały rzadko, a kiedy już doszło do dobrej sytuacji, strzały były bardzo niecelne. Ożywienie w drużynę wprowadził Andy Cole, strzelając jedyną bramkę w meczu i dając United awans do ćwierćfinału FA Cup.
Mecz z Chelsea był pokazem ostrej gry. Z powodu czerwonych kartek boisko musieli opuścić Paul Scholes i Roberto Di Matteo. Mecz zakończył się wynikiem bezbramkowym i o wszystkim miała przesądzić powtórka na Stamford Bridge. Wówczas już nikt nie miał wątpliwości, która drużyna jest lepsza. Po dwóch bramkach Dwighta Yorke’a MU pewnie pokonało Londyńczyków i zakwalifikowało się do półfinału.
Spotkanie z Arsenalem było bezapelacyjnie najlepszym i najbardziej emocjonującym meczem FA Cup w tamtym sezonie. Zaczęło się wspaniale dla United – łądną bramkę zza pola karnego zdobył David Beckham. Kilka chwil później wyrównał jednak Dennis Berkamp. Piłka odbiła się jeszcze od nóg Jaapa Stama, co całkowicie zmyliło Petera Schmeichela. Parę minut później mogło być 2:1 dla Kanonierów, jednak sędzia nie uznał bramki Nicolasa Anelki. Gra robiła się coraz ostrzejsza, czego rezultatem była czerwona kartka dla Roy’a Keane’a. W doliczonym czasie gry Phil Neville sfaulował na własnym polu karnym Raya Parloura, co oznaczało oczywiście rzut karny dla piłkarzy Wengera. Kiedy fani myśleli, że jest już po meczu, fenomenalną interwencją popisał się duński golkiper. Ostatecznie doszło do dogrywki, której bohaterem bezapelacyjnie okrzyknięto Ryana Giggsa, który najpierw odebrał piłkę na linii środkowej Patrickowi Vieirze, przedryblował Tony’ego Adamsa, Martina Keowna, i Lee Dixona a następnie strzałem lewą nogą pokonał Davida Seamana i zapewnił United awans do finału najstarszego pucharu krajowego w historii.
W meczu finałowym przeciwnikiem MUFC był zespół Newcastle United. Czerwone Diabły poradziły sobie wówczas zdecydowanie łatwiej niż w półfinale z Arsenalem. W 8 minucie gry kontuzjowanego Roy’a Keane’a zastąpił Teddy Sheringham i zaledwie minutę później zdobył bramkę dla zespołu Alexa Fergusona. Po przerwie swoje pięć groszy dorzucił Paul Scholes i już nic nie mogło odebrać Pucharu zawodnikom United. Co prawda, Sroki rzuciły się do ataku, jednak obrona MU była w tym meczu nie do przejścia. Do końca spotkania wynik nie uległ zmianie i Diabły miały zapewniony dublet.
Jak dwa belzebuby
Batalię o Ligę Mistrzów Czerwone Diabły musiały rozpocząć od trzeciej rundy eliminacyjnej, w której bez problemu rozprawiły się z ŁKS Łódź. Mecz w Łodzi zakończył się wynikiem 2:0 dla MU po bramkach Cole’a i Giggsa. Co prawda mecz na Old Trafford zakończył się niespodziewanie bezbramkowym remisem, ale ostatecznie piłkarze Fergusona awansowali do fazy grupowej Champions League.
W grupie czekały już na nas FC Barcelona, Bayern Monachium i Brondby Kopenhaga. Z dwoma pierwszymi drużynami notowaliśmy jedynie remisy. Obydwie potyczki z Barceloną kończyło się rezultatem 3:3, a z Niemcami remisowaliśmy kolejno 1:1 na Old Trafford i 2:2 w meczu wyjazdowym. Wyniki te nie usatysfakcjonowały podopiecznych szkockiego menedżera, którzy sportową złość wyładowali na Duńczykach. Mecz w Kopenhadze zakończył się wynikiem 6:2 na korzyść Diabłów. Równie gładko poszło na Old Trafford, kiedy Duńczycy ze łzami w oczach wracali do siebie obciążeni pięcioma bramkami i nieporadni pod bramką United. Mecz zakończył się pogromem 5:0.
Ostatecznie z grupy awansowali zawodnicy Manchesteru United i Bayernu Monachium. Dużym zaskoczeniem było szybkie pożegnanie się z rozgrywkami FC Barcelony, jednak od początku wiadome było, że jedna z tych utytułowanych drużyn musiała odpaść już w tak wczesnej fazie.
Mecz ćwierćfinałowy z Interem Mediolan miał być rewanżem Davida Beckhama na Diego Simeone. Media podgrzewały atmosferę przypominając, że na Mundialu w 98 roku Anglik został sprowokowany przez reprezentanta Argentyny i w konsekwencji otrzymał czerwoną kartkę. To głownie z tego powodu synowie Albionu tak szybko pożegnali się z francuskimi mistrzostwami.
Jednak mecz na Old Trafford przebiegał w atmosferze pokojowej. Ostatecznie gracze z Manchesteru wygrali zasłużenie 2:0 po dwóch bramkach Dwighta Yorke’a, a w pewnym stopniu satysfakcję mógł poczuć David, który zaliczył bardzo ładną asystę przy drugim golu piłkarza z Trynidadu i Tobago. W rewanżu na San Siro Yorke i spółka przegrywali już co prawda 1:0, jednak nerwy ostudził Paul Scholes, który strzelił wyrównującą bramkę. To totalnie podcięło skrzydłą Włochom i od tego czasu kibice zachwycali się już tylko poczynaniami United. Nie udało się strzelić kolejnego gola, jednak awans do półfinału stał się faktem.
Półfinał z Juventusem Turyn na zawsze zapadł głęboko w pamięci każdego kibica Red Devil. Kiedy w pierwszym meczu na Old Trafford Juve wygrywało 2:0 po golach Conte i Zidane’a, mało kto wierzył w awans do finału. Ten jakże korzystny rezultat utrzymał się do 86 minuty, kiedy to objawił się geniusz Teddy’ego Sheringhama. Na minutę przed końcem do remisu doprowadził Walijczyk Ryan Giggs, który wykorzystał wielkiej klasy podanie od Beckhama.
Mimo, że piłkarzom Fergusona udało się doprowadzić do remisu, to Juventus był zdecydowanym faworytem przed meczem rewanżowym na Stadio Delle Alpi. I to gospodarze prowadzili już dwoma bramkami zdobytymi przez Filippo Inzaghiego. I kto wie, co by było, gdyby nie walczący do końca Roy Keane. Irlandczyk dał kolegom sygnał do ataku i to głównie dzięki niemu Man Utd wygrało – jak się zdawało – przegrany mecz. Ostateczny wynik brzmiał 3:2 dla United, a bramkę na wagę finału w Barcelonie zdobył właśnie późniejszy kapitan United.
Mecz na Nou Camp miał być niezwykłym wydarzeniem. Manchester United po raz trzeci w sezonie stanął naprzeciwko mistrzów Niemiec, Bayernu Monachium. Wcześniejsze dwa spotkania zakończyły się wynikami remisowymi i ciężko było wskazać faworyta. Spotkanie miało być wyrównane i trzymające w napięciu do ostatnich minut. I tak właśnie było.
Już w piątej minucie Niemcy prowadzili z MU 1:0 po fenomenalnym strzale z rzutu wolnego Mario Baslera. Co prawda w bramce United stał sam Peter Schmeichel, jednak nawet on nie był w stanie obronić tego uderzenia. Właśnie wtedy Niemcy poczuli, że to spotkanie mogą wygrać i rzucili się do zmasowanego ataku. Piłkarze Fergusona mieli dużo szczęścia, ponieważ najpierw w słupek trafił Mehmet Scholl, a potem strzał Carstena Janckera odbił się od poprzeczki Manchesteru.
Po przerwie szkocki menedżer podjął zdecydowanie najtrafniejszą decyzję z karierze. Wpuścił na boisko dwójkę nieobliczalnych rezerwowych – Ole Gunnara Solskjaera i
Teddy’ego Sheringhama. Jednak nawet oni do 90 minuty nie potrafili znaleźć sposobu na stojącego w bramce Bayernu Olivera Kahna.
Po upłynięciu regulaminowego czasu gry wielu angielskich kibiców przecierało oczy od łez i zaczęło opuszczać stadion. Jednak po kilku chwilach łzy smutku i żalu ustąpiły miejsca łzom euforii. Do wyrównania doprowadził Sheringham, dobijając strzał zza pola karnego Ryana Giggsa. Cała akcja zaczęła się rzutem rożnym wykonywanym przed Davida Beckhama, kiedy już wszyscy gracze MU, łącznie z Peterem Schmeichelem znajdowali się w obrębie pola karnego Niemców.
Po upłynięciu około minuty w narożniku boiska znów stał Becks. Mało kto spodziewał się, że wszystko zakończy się drugą bramką dla United. Tym razem sposób na Kahna znalazł Ole Solskjaer, dobijając strzał z najbliższej odległości.
Sędzia Pierluigi Collina zakończył spotkanie kilka sekund po wznowieniu gry przez Niemców. Wielu kibiców do dziś ma w pamięci leżących i płaczących zawodników Bayernu. Jednak tego wieczoru główną atrakcją był Manchester United. Manchester United, który cieszył się ze zdobycia Potrójnej Korony.
To już jest koniec, nie ma już nic…
Po tym jakże spektakularnym sukcesie nikogo nie zdziwiły indywidualne wyróżnienia dla piłkarzy i menedżera United. David Beckham został uznany przez UEFA najlepszym piłkarzem Europy, a Alex Ferguson otrzymał od brytyjskiej królowej tytuł szlachecki za zasługi dla angielskiego sportu.
Kilka miesięcy później United zwyciężyło w Pucharze Interkontynentalnym z brazylijską drużyną Palmeiras. Jedyną bramkę dla Red Devils zdobył Roy Keane.
Od tego czasu, ani United, ani żaden inny klub z Europy nie powtórzył tego osiągnięcia i wszystko wskazuje na to, że szybko się to nie zmieni. A kto wie, czy kolejnym zespołem, który tego dokona, nie będzie znów Manchester United.